Wróżki z kartonu, szpilki do kapelusza i sir Arthur Conan Doyle, czyli jak dwie dziewczynki przekonały Anglię, że wróżki istnieją

by Zuzanna

Machloja Wróżek z Cottingley to sprawa pięciu fotografii, które wykonała para dziewczynek z Yorkshire, dziewięcioletnia Frances i szesnastoletnia Elsie. Jakimś sposobem masa ludzi, uwierzyła wtedy, że dwie panienki uwieczniły prawdziwe wróżki.

…WRÓŻKI? What? Wiem, ale wstrzymajmy na chwilę oddech i wyobraźmy sobie początek dwudziestego wieku w Anglii: dziwny czas, czas wojny i niepokojów, ale i cudów (no elo, radio, telefony, samoloty, odkurzacz, KOC ELEKTRYCZNY, nie kłóćmy się, że to nie cuda). Czas spirytystów, teozofów, mediów i seansów, czas kiedy lokalnymi celebrytami były media, a Harry Houdini wykonywał najprzedniejsze sztuczki. Czas, który mnóstwo światłych umysłów poświęciło na gonienie króliczka, który ostatecznie okazał się raczej kotem z kurzu.

W roku 1917 na scenę wchodzą Elsie i Frances, CAŁE NA BIAŁO, z wiankami we włosach i wianuszkiem roztańczonych wróżek wokół. Wróżki były – SZOK I NIEDOWIERZANIE – podrobione, a sama machloja prościutka: utalentowana artystycznie Elsie skopiowała sylwetki elfów z popularnej książki dla dzieci, starannie wycięła i umocowała między gałęziami drzew za pomocą szpilek do kapelusza (rozczulające jest, swoją drogą, jak dwie hochsztaplerki wspominały później zacieranie śladów: wróżki zostały podarte na kawałeczki i puszczone z wiatrem, a szpilki wdeptane w błoto). Kiedy zdjęcia ukazały się później w prasie, społeczeństwo pękło jak łupinka kasztana: byli tacy, co od początku węszyli szachrajstwo, ale sporo takich, jak na przykład sam wspaniały sir Arthur Conan Doyle, którzy dali by sobie wiele uciąć za prawdziwość fotografii. Smaczku dodaje fakt, że mimo iż Elsie i Frances przyznały się, już jako staruszki, do sfingowania zdjęć, to obie do końca twierdziły, że ostatnia, piąta fotografia jest PRAWDZIWA.

Jesteście ze mną? To jedziemy od początku.

Wojna, wróżki i (nie)wielki przekręt, czyli korzenie szwindla

Frances wychowała się w RPA, a do Anglii przyjechała razem z rodzicami, kiedy jej ojciec został wezwany na front. Zatrzymali się u ciotki, gdzie Frances dzieliła pokój z szesnastoletnią Elsie – mimo różnicy wieku, dziewczynki zbratały się jak przysłowiowy Polak z Węgierem. Elsie skończyła już naukę i za dnia pracowała, a Frances spędzała czas samotnie w zagajniku na tyłach domu. To tam po raz pierwszy zobaczyła wróżki – do końca życia twierdziła, że naprawdę je widziała. Dużo później, kiedy wyszła już za mąż, a Europę toczyła kolejna wojna, miała zobaczyć je ponownie – wtedy zaczęła zastanawiać się, czy wizje magicznych stworów nie są spowodowane stresem.

Frances widywała wróżki, elfy, gnomy i różne, bo ja wiem, skrzaty? (brownies) dość regularnie, aż zdecydowała się opowiedzieć tym ciotce i wujowi. Kiedy ją wyśmiano, Elsie ruszyła z pomocą, potwierdzając, że też widziała wróżki. Dziewczęta wykonały pierwsze dwie fotografie tylko po to, żeby zagrać na nosie parszywym dorosłym (ojciec Elsie nigdy zresztą nie uwierzył w prawdziwość zdjęć), nigdy nie planowały, że fotografie wyjdą spoza rodzinnego kręgu.

Z domowej ciemni na londyńskie salony, czyli rusza lawina

To matka Elsie zrobiła za kamyczek, który popchnął lawinę. Udała się na wykład stowarzyszenia teozofów, poświęcony właśnie zjawom związanym z naturą, a konkretnie – wróżkom (trochę zazdroszczę, ja wolnym czasie chodzę na filmy z superbohaterami i potem zawsze żałuję, że nie zostałam w domu, ale okej). Zdumiona, że ktoś w ogóle bierze temat na poważnie, podeszła do prowadzącego i opowiedziała mu o fotografiach córki. Jakiś czas później rodzina otrzymała listod Edwarda Gardnera, jednej z szych stowarzyszenia. Fotografie oraz oryginalne płytki aparatu zostały mu przekazane, a Gardner przeprowadził własne śledztwo – zabrał zdjęcia do zakładu fotograficznego, gdzie oceniono je jako prawdziwe (później analizował je także Kodak, który potwierdził, że od strony technicznej nie było tam żadnych machloj, chociaż odmówił wydania CERTYFIKATU). Gardner wysłał też dziewczętom aparat fotograficzny i kolejne płytki do dagerotypów, z prośbą o więcej zdjęć.

I WANT TO BELIEVE, czyli autor Sherlocka channeluje Muldera

W tym czasie wieść o wróżkach z miasteczka w Yorkshire dotarła do sir Arthura Conana Doyle’a, który – oprócz kariery pisarskiej i medycznej – prowadził bardzo bogaty żywot spirytualisty. Powiedzieć, że Dole chciał wierzyć, to nic nie powiedzieć. Przykład? Autor Sherlocka kumplował się między innymi z Harry’m Houdinim, z którym lubili się do tego stopnia, że Houdini wyjawił mu sekrety swoich iluzji i wytłumaczył, że czarów to tam nie ma. Mimo to Doyle był przekonany, że Houdini posiada MAGICZNE MOCE. Dwaj panowie pospinali się o to do tego stopnia, że zerwali przyjaźń, kłócili się za to w prasie.

Zainteresowanie Doyla wszystkim, co nadprzyrodzone, jest często przypisywane śmierci jego syna w młodym wieku, jednak autor Sherlocka już wcześniej interesował się spirytyzmem. Rodziny trop jest za to ciekawy w kontekście ojca Doyla, który cierpiał na alkoholizm, depresję i napady epilepsji, a ostatnie late życia spędził w szpitalu psychiatrycznym. Doyle senior był z zawodu ilustratorem, a w szpitalu bez końca malował… Wróżki.

Sam sir Arthur uczestniczył natomiast w takich zabawach jak seanse mediów, topienie poltergeista oraz ogólna – acz nachalna – promocja spirytyzmu. Kiedy usłyszał o fotografiach z Cottingley, pracował akurat nad artykułem o wróżkach (przerwa na wyobrażenie sobie, jak autor Sherlocka jara się jak ta ślepa kura z ziarnem).

Tekst był na zaawansowanym etapie, a Doyle zbierał między innymi relacje świadków, którym wróżki się objawiły. Niejaki pan Lonsdale, wraz z kolegą, przyłapał szajkę roztańczonych gnomów i wróżek w ogrodzie. Stworzonka zniknęły na widok pokojówki, która przyniosła panom herbatę (nigdy, żalił się później pan Lonsdale, herbata nie była TAK niepożądana*).

Mimo głosów sceptyków, takich jak Sir Oliver Lodge (który kumplował się z Doyle’m w kontekście wywoływania duchów, ale zrobił też inne rzeczy, jak na przykład opatentowanie radia), Doyle był przekonany o prawdziwości zdjęć. Nawiązał kontakt z Elsie, wysłał jej egzemplarz swojego Zaginionego świata, a także usilnie zabiegał o spotkanie.

*Jak głosi mem: tell me you’re British without telling me you’re British.

Niewinne dziewczątka z rodziny mechanika, czyli płeć i klasa

To jest dla mnie chyba najciekawsza część historii. Zarówno Gardner, jak i Doyle nie wątpili, że fotografie są prawdziwe, między innymi dlatego, że po prostu nie mieściło im się głowach, że dwie młodziutkie dziewczynki z klasy robotniczej mogłyby wywinąć tego rodzaju szwindel. Gardner dowiedział się od ojca Elsie, że ta zajmuje się rysunkiem i mogła po prostu namalować wróżki; poproszono ją więc o demonstrację. Doyle napisał później w artykule o fotografiach z Cottingley, że rysunki Elsie nie umywały się do PRAWDZIWYCH wróżek uwiecznionych na zdjęciach, a także były pozbawione polotu i głębszej inspiracji. Zważywszy na fakt, że Elsie sama namalowała te PRAWDZIWE wróżki, było by to prześmieszne – gdyby nie to, że kobieta wspominała ten miażdżący komentarz do końca życia.

Dwóm panom nie wydawało się też podejrzane, że dziewczynki ogłosiły, że tylko w pełnej samotności mogą wykonać kolejne zdjęcia – wróżki, jak wiadomo, płoszą się na widok dorosłych. Jakim cudem udało się je uwiecznić na zdjęciach? Według Gardnera Frances, która miała zadatki na medium pierwszego sortu, była otoczona gęstą warstwą EKTOPLAZMY. W ektoplaźmie, jak w kisielku z dwóch torebek Słodkiej Chwili, wróżki miały więznąć i krzepnąć w realnym świecie na tyle, że stawały się widoczne na zdjęciach.

Co więcej, panowie liczyli się z faktem, że dziewczęta szybko stracą swój dar – jedna z drugą się zakocha (!), a wróżki staną się dla nich tak niewidzialne, jak dla reszty świata.

Czy szachraj pozna szachraja? Czyli ostatnie zdjęcia

Frances i Elsie spędziły razem lato 1920, żeby na prośbę Gardnera i Doyle’a, wykonać więcej zdjęć. Plotka głosi, że nie były zachwycone pomysłem. Frances mieszkała z rodzicami w Scarborough i trzeba było zawieźć ją specjalnie do Cottingley. Elsie przygotowała po wróżce na głowę, po czym, wygoniwszy z domu dorosłych, dziewczynki strzeliły dwie sobie dwie fotografie. W tym samym czasie wykonały też ostatnie, piąte zdjęcie, które ma przedstawiać wróżki zażywające słonecznej kąpieli – zarówno Frances, jak i Elsie do końca życia twierdziły, że to zdjęcie jest prawdziwe.

W 1921 roku Gardner przyjechał do Cottingley raz jeszcze, tym razem zabierając ze sobą słynnego jasnowidza Geoffrey’a Hodsona i jego żonę. Hodson spędził z dziewczętami kilka dni w ogrodzie. Frances i Elsie przyznały później, że same nie widziały wtedy żadnych wróżek, Hodson za to widział je wszędzie i do tego jego wizje były tak rozmaite, jak słodycze w mojej kryzysowej szufladzie: znalazł nie tylko wróżki, ale też gnomy, wodną nimfę, wodną wróżkę, leśne elfy oraz skrzaty. Niestety, nie udało mu się uwiecznić żadnego z tych wspaniałych stworzeń na fotografiach – najwyraźniej jego ektoplazma nie była wystarczająco gęsta. Frances i Elsie podobno świetnie się bawiły, wodząc Hodsona za nos, bo same miały już wróżek po uszy, do tego Hodson sprawił na nich wrażenie totalnego oszusta.

Sześćdziesiąt lat później, czyli kto się wreszcie wygadał

Wygląda na to, że i Elsie, i Frances żyły później bogate i szczęśliwe życia, poza sporadycznym zainteresowaniem prasy wolne od wróżek, gnomów i innych szkodników ogrodowych. Frances wyszła za żołnierza: powiedziała mu, że jako dziecko widywała wróżki. Podobno uważała, że to ważne. Elsie wyemigrowała do Ameryki, potem mieszkała w Indiach, podróżowała po świecie, napisała autobiografię i wychowała gromadę dzieci i wnuków. To ona wygadała się pierwsza: nie chciała, żeby za jej wnukami ciągnęła się historia szwindla sprzed ponad półwiecza.

Do końca utrzymywały, że nie tylko obie widziały wróżki, ale też że piąte zdjęcie, jedyne, na którym nie ma żadnej z dziewcząt, jest prawdziwe. Widać na nim niewyraźne sylwetki wróżek, które najprawdopodobniej pojawiły się tam w wyniku nałożenia się na siebie dwóch zdjęć.

Ani Doyle, ani Gardner nie dożyli wyjawienia sekretu – mam wrażenie, że może to i lepiej.

Ostatnie

Fotografie w tekście zostały oczywiście wykonane przez Elsie Wright i Frances Griffiths.

Przy pisaniu tektu posłużyłam się książką The Fairy Ring autorstwa Mary Louise (i tak, czytałam strony na Wikipedii na powiązane temat, kto by nie czytał).

You may also like

2 comments

Weronika November 13, 2021 - 10:52 am

W temacie machlojek na zdjęciach polecam bardzo „Wernakularne. Eseje z historii fotografii”!

Reply
Zuza November 15, 2021 - 9:07 pm

Super! Będzie czytane <3

Reply

Leave a Comment