W muzeach cierpię na tak zwane FOMO, czyli zamiast się odprężyć i spokojniutko przechadzać się korytarzami, podziwiając kolejne obrazy i co jakiś czas puszczając jakiś elokwentny komentarz, to biegam w amoku jak pojebana wiewiórka, zdjęta strachem, że COŚ PRZEGAPIĘ.
Co jest o tyle bez sensu, że kiedy wpadniesz, chłopaku z dziewczyną, na dzieło, które ma cię opętać, to nic nie poradzisz – opęta. I tak na przykład było ze mną, kiedy w rzymskiej galerii Barberini zobaczyłam portret Beatrice Cenci.
Nie wiem, co mnie jako pierwsze przykuło: czy jej przepiękne, delikatne rysy, czy bijąca z twarzy niewinność, czy niedający się odgadnąć wiek – mogłaby równie dobrze mieć dwanaście lat, co dwadzieścia – czy przejmujące smutkiem spojrzenie… Nie wiem, zabijcie, ale nie wiem, co jest takiego w samym obrazie. Natomiast na tabliczce pod portretem jest krótka informacja, że przedstawia on szlachciankę Beatrice Cenci w wigilię egzekucji, na którą, wraz z bratem i macochą, została skazana za ojcobójstwo. Następnego dnia, 11 września 1599, ucięto jej głowę na moście Sant’Angelo. Na przełomie wieków Beatrice opłakiwał cały Rzym, a czterysta lat później mi też trochę odbiło na jej punkcie.
Później dowiedziałam się, że ofiarą tego samego uroku padli między innymi Shelley, Melville i Hawthorne, że już nie wspomnę o Słowackim (serio nie wspomnę, bo póki co nie udało mi się dorwać jego dramatu o Beatrice). Swoją drogą, dzieła, które pierwsi trzej panowie poświęcili Beatrice, były ich ostatnimi – więc gdybym już się nie odezwała, to wiecie, dlaczego (heheszki).
Coś cię psuje w domu Cencich
Jak to się dzieje, że młodziutka szlachcianka o anielskiej urodzie zabija własnego ojca? Dziwnie to pisać, ale TO PROSTE. Wystarczy, że poznacie Francisco Cenci, ojca Beatrice, według wszelkich interpretacji sadystycznego potwora, który po raz pierwszy trafił do sądu za rozbój w wieku jedenastu lat. Francesco spędził życie, korzystając z rodzinnej fortuny aby wykupywać się z kolejnych zbrodni. Od czasu do czasu trafiał do więzienia, ale trzeba pamiętać, że szlachcic w XVI-wiecznym Rzymie mógł wykupić się z praktycznie wszystkiego: torturowania chłopów w swoich majątkach, bezzasadnego skazywania ich na śmierć, gwałtów, katowania służących, sodomii (sodomia była najdroższa: Francesco wlepiono 50 000 scudi. Dla porównania, za nielegalnie wydzielane kary śmierci miał zapłacić 21 000, z czego ostatecznie nie wyskoczył nawet z połowy).
Za którymś razem Francesco spakował manatki i udał się do rodzinnego zamku w La Petrella del Salto. Zabrał ze sobą swoją drugą żonę, Lucrezję, która najprawdopodobniej wyszła za niego z desperacji i bardzo szybko przekonała się, że popełniła straszny błąd, i Beatrice, która wcześniejsze lata spędziła w klasztorze.
Dwa gwoździe, zakrwawiony materac i dziura w podłodze
Zamek Cencich w La Pretrelli jest teraz kupką ruin, która wyglądałaby nawet całkiem romantycznie, jeśli nie wiedzieć, co się tam wydarzyło. Francesco miał uwięzić Beatrice i Lucrezję, katując je i gwałcąc, przez resztę czasu więżąc je w celach z zakratowanymi oknami, gdzie jedzenie podawano im przez klapkę w drzwiach. Beatrice napisała do braci z prośbą o pomoc; jeden z listów przechwycił Francesco, który traktował ją później jeszcze okrutniej.
Przypomina to jakąś okrutnie wypaczoną bajkę, gdzie księżniczkę więzioną w wieży uwolniłby książę na białym koniu. Niestety, historia jest prawdziwa, więc Beatrice musiała uratować się sama. W spisku mającym na celu zamordowanie Francesco uczestniczyła też Lucrezja, starszy brat Beatrice Giacomo i dwóch sługów, zaprzężonych do brudnej roboty. Celowano najpierw w truciznę, ale Francisco, nieufny jak każdy porządny tyran (swoją drogą, wiedzieliście że Putin jest jedynym współczesnym rządzącym, o którym wiadomo, że zatrudnia testera posiłków?), kazał córce i żonie próbować przygotowanego mu jedzenia. Trochę chciałabym powiedzieć: jego strata, bo skończyło się o wiele bardziej makabrycznie: Beatrice kazała dwóm sługom zabić ojca we śnie. Legenda głosi, że panowie się spłoszyli, i według różnych wersji Beatrice albo tak ich zawstydziła (ja, baba, się na boję, a wy…?!), że wrócili i zatłukli Francesco na śmierć w białej pościeli, albo sama wzięła dwa gwoździe i dokonała mordu, wbijając mu je w oczy. Aby upozorować wypadek, wybito dziurę w podłodze tarasu i wyrzucono z niego zwłoki.
Beatrice i Lucrezia natychmiast zwinęły się z zamku w La Petrella, co, na boga, każdy by chyba zrobił w takich okolicznościach. Po raz pierwszy od lat były wolne – i prawdopodobnie tak by zostało, gdyby tak totalnie nie spartoliły roboty.
Śledztwo, proces i śmierć na Tybrze
Mój ulubiony komik John Mulaney ma kawałek o tym, jak wyglądały śledztwa przed wynalezieniem współczesnej technologii i konkluzja brzmi mniej więcej tak: jeśli glin nie było na miejscu podczas dokonywania zbrodni, to możesz spać spokojnie. Niestety, w przypadku Cencich to się nie sprawdziło.
Po pierwsze, kiedy Beatrice i Lucrezja, prawdopodobnie hardo straumatyzowane, nie pojawiły się na pogrzebie, wioska zaczęła kręcić nosem. Po drugie, ludność była podejrzliwa wobec głębokich ran na twarzy Francesco, które nie mogły pochodzić od gałęzi drzewa, na które spadł. Po trzecie, Cenci bardzo słabo posprzątali: zakrwawione prześcieradło widziała jedna ze służących, a materac, po niedokładnym wyczyszczeniu, postanowiono z jakiegoś powodu zatrzymać. Nieprzekonująca podobno była też dziura w podłodze, przez którą nie mógł wypaść mężczyzna rozmiarów Francesco. Giacomo, mimo protestów kobiet, zorganizował pozbycie się zbirów, którzy pomogli przy morderstwie: kiedy jednego z nich znaleziono bez głowy, plotki zamieniły się w pełnoprawne śledztwo. Długi proces, który później nastąpił, rozgorączkował cały Rzym. Lud szybko zakochał się w pięknej Beatrice, która znosiła przesłuchania i tortury z przejmującym spokojem i nigdy nie przyznała się do winy.
Beatrice, Lucrezia, Giacomo i najmłodszy syn Francesco, Bernardo, zostali skazani na śmierć. W ostatniej chwili nadszedł papieski pardon dla Bernardo: oszczędzono mu śmierci, miał natomiast obejrzeć egzekucję, a resztę życia spędzić na galerach. Beatrice i Lucrezję ścięto. Giacomo, został najpierw oskórowany, a potem zatłuczony na śmierć. Najmłodszy brat Beatrice, Bernardo, w ostatniej chwili otrzymał papieski pardon, miał natomiast obejrzeć egzekucje, a resztę życia spędzić na galerach. Miał dwanaście lat*.
*Bozią a prawdą, z galer zwolniono go po roku, ale wątpię, czy jego życie było później jakoś super szczęśliwe.
Nocny portret, duch na moście i herstorie Beatrice
Mówi się, że po pogrzebie Beatrice zebrany tłum nie rozszedł się do świtu, a powietrze było ciężkie od wosku świec i zapachu kwiatów, które jej naznoszono. Mówi się, że do dziś jej duch przechadza się w noc 11 września po moście Del’Angelo, ściskając pod pachą uciętą głowę. Mówi się, że w tłumie na jej egzekucji był Caravaggio, który korzystał potem z tego wspomnienia przy malowaniu Judyty i Holofernesa.
A najwięcej mówi się o portrecie w galerii Barberini.
Guido Reni przekupił strażników i zakradł się do celi Beatrice, gdzie namalował jej portret. Nie, błąd: Reni zobaczył ją w tłumie w dzień egzekucji, po czym namalował portret z pamięci. Nie, coś tu się nie zgadza – ten obraz wcale nie przedstawia Beatrice, tylko jedną z prorokiń Reniego, który pasjami malował święte i jasnowidzki. Okej? Nie, ależ skąd! To nawet nie jest obraz Reniego – musiał go namalować ktoś z kręgu malarza, ale na pewno nie on. To musiała być Elisabetta Siriani, która często malowała jago modelki w szybszych, okrojonych wersjach. Nie! Nawet nie Siriani, tylko jej uczennica Ginevra Cantofoli. Popatrzcie tylko na jej Sybillę, czy nie jest prawie identyczna…?
Która wersja jest prawdziwa? Nie mam pojęcia, ale lubię wierzyć, że portret Beatrice, który wywołał takie zamieszanie w tylu sercach, namalowała kobieta.
Pasowałoby to do innych Beatrice, które stworzyły kobiety: do zdjęć fotografki Julii Margaret Cameron, na których modelka zerka ze smutkiem na coś poza kadrem, tak zrezygnowana, jak anielska. Do rzeźby Harriet Hosmer, gdzie przedstawiona jest we śnie, z rozsypanymi włosami i rozchełstaną koszulą, z policzkiem opartym o szorstki siennik. Na obu tych przedstawieniach Beatrice niby jest, ale wcale jej nie ma: znalazła wolność we śnie, w nieobecnym spojrzeniu. Myślę, że Beatrice spodobałby się jej portret w galerii Barberini, jak i dzieła Cameron i Hosner.
Mam przynajmniej nadzieję – bo jestem pewna, że gdyby poznała fascynujących się nią literatów, to uciekłaby z wrzaskiem.
Miłość, szaleństwo i men writing women
Nie chcę wyjść na jakąś bluźnierczynię, ale wygląda na to, że panowie, którzy wzięli na warsztat Beatrice, interesowali się głównie kazirodztwem, ewentualnie sadyzmem i orgiami. Od całkowitego wpadnięcia w króliczą norę seksualnych fiksacji XIX i XX-wiecznych autorów uchroniła mnie szybka lektura eseju o Cencich ze zbioru Sławne Zbrodnie Dumasa. Beatrice jest tam opisana jako piękne dziewczątko, oczywiście o wspaniałych kształtach (w tym opisie ma dwanaście lat), a fantazje o tym, jak Francesco miał uwodzić ją słodką muzyką i stopniowo wtajemniczać w świat kazirodztwa i orgii, dość mocno wykręcają żołądek, zważywszy na to, co działo się naprawdę. Dlatego oszczędziłam sobie lekturę dramatu The Cenci Shelleya, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że Shelley miał dość niepokojące relacje ze swoimi siostrami, a także niespecjalnie go odchodziło, kiedy jego ciężarna pierwsza żona popełniła samobójstwo (uważał, że to wina jej patologicznej relacji z ojcem – naprawdę nie wydaje mi się, że to jest dobry kandydat do pisania o Beatrice). Melville umieścił portret Beatrice w swojej ostatniej powieści Pierre, w której jednym z głównych wątków jest kazirodczy związek między bohaterami. Dla jasności: to nie jest tak, że uważam temat za zakazany, ale opisywanie Beatrice przez pryzmat zbrodni, której była ofiarą, wydaje mi się wyjątkowo niesmaczne.
W każdym razie, o Cencich pisali też Hawthorne, Stendhal czy Moravia – mam nadzieję, że gdzieś w tym gąszczu literatury jest obraz pełnokrwistej kobiety, zawiedzionej przez prawo i skrzywdzonej przez najbliższą rodzinę, kobiety, którą potworny los zmusił do popełnienia strasznej zbrodni.