Koafiura ze statkiem, gorset i stylówka na laleczkę, czyli Maria Antonina przez ubrania – część I.

by Zuza

Zła królowa jak z bajki, która zbuntowanym poddanym doradzała jedzenie ciastek, kiedy zabrakło chleba. Królowa-harpia, która przepuściła majątek na suknie i świecidełka, kiedy jej lud głodował. Królowa-ofiara, pożarta przez rewolucję, zanim ta zabrała się za własne dzieci. Królowa-trendsetterka, pierwsza prawdziwa ikona mody, której każdy kaprys niósł się echem po Europie i dalej… Która Maria Antonina interesuje nas najbardziej?

Jesteśmy na Machlojach, więc odpowiedź jest prosta – interesują nas szachrajstwa. A czy istnieje większe szachrajstwo, niż moda? Może tak, może nie, ale nie o to się rozchodzi – popatrzmy na Marię Antoninę przez pryzmat ciuchów, a gwarantuję, że ubawimy się po pachy i jeszcze się nauczymy mnóstwa ciekawostek.

Ten tekst będzie w dwóch częściach, więc chłodźcie szampana, wyciągajcie makaroniki i widzimy się w piąteczek!

1. Robe à la française i laleczka do kompletu

Nie wszyscy wiedzą, że Maria Antonina nie była Francuzką, i że miała życie zanim trafiła do Wersalu. Krótkie, bo krótkie – miała czternaście lat, kiedy opuściła dwór Habsburgów w Wiedniu i po raz ostatni zobaczyła swoją matkę, Marię Teresę, a także większość swojej rodziny. Ale miała. Jej dzieciństwo skończyło się, kiedy Maria Teresa dobiła targu z panującym królem Francji, Ludwikiem XV, i ogłoszono zaręczyny młodej księżniczki i piętnastoletniego delfina Francji.

Co trzeba wiedzieć o dzieciństwie Marii Antoniny? Po pierwsze, że pod względem protokołu, dwór Habsburgów w porównaniu z Wersalem to jak kuchnia u babci przy restauracji z gwiazdką Michelina. Habsburgowie jedli w rodzinnym gronie, ubierali się skromnie, ceremoniał był, ale wyciągano go z szafy tylko na wielkie okazje – na co dzień życie było całkiem przyjemne. Wersal to była inna liga, gdzie rodzinę królewską traktowano z nabożeństwem godnym Apollo, a ceremoniał był nie do życia.

Maria Teresa była świadoma tego, gdzie wysyła córkę: sprawiła jej najdroższy posag, jaki Austria widziała, w całości zamówiony we Francji, a mała księżniczka przez rok uczyła się tańca i posuwistego kroku, którym poruszały się wersalskie damy. Do tego wydaje się, że Maria Antonina z całego Habsburskiego klanu była najlepiej predysponowana, żeby zobaczyć Wersal i przeżyć: popatrzcie na rysunek przedstawiający cesarską rodzinę przy świątecznej kolacji.

Kiedy reszta Habsburgów jest ubrana w luźne wdziana i codzienne sukienki, malutka Maria Antonina ma na sobie równie malutką robe à la française, typ sukni, które nosiło się na wersalskim dworze i które do najwygodniejszych nie należały, chyba oczywiście że wygodnie ci z poduchami umocowanymi do talii i gorsetem gniotącym żebra. Nic w scenie nie wyjaśnia, dlatego mała księżniczka jest tak odstawiona, poza detalem: lalka, którą ściska w dłoni, ma taką samą suknię. Przypadek? NIE SĄDZĘ.

Rodzina Habsburgów przy herbacie. Ta z lalką to Maria Antonina, w nienagannej stylóweczce nawet na pidżama party

2. Księżniczka jest naga, czyli jak się zostaje delfiną Francji

Obrazek: granica cesarstwa Habsburgów i Burbońskiej Francji, kwiecień 1770, błoto po uszy, prawie jak w Belgii (a Belgia, gdybyście nie wiedzieli, cała jest zrobiona z błota). Na horyzoncie straszy pospiesznie zbudowany pawilon, bosko-pogańska świątynia przejścia, wzniesiona dla małej delfiny – kilka dni wcześniej odwiedził go Goethe i nie mógł się nadziwić, kto tak upadł na głowę, żeby udekorować ściany budynku arrasami przedstawiającymi historię Medei (Medea, gdyby ktoś nie pamiętał, zaliczyła jedno z najbardziej nieszczęśliwych mitycznych małżeństw, zakończone dzieciobójstwem). To tutaj czternastoletnia habsburska księżniczka ma oficjalnie stać się przyszłą królową Francji. Jak to się robi, zapytacie?

Po pierwsze, trzeba pożegnać się ze wszystkim, co nie jest francuskie: w przypadku Marii Antoniny uwzględniało to jej świtę, dworzan, którzy towarzyszyli jej od narodzin, a także ulubionego psa, tabaczkowego buldożka imieniem Mops, który został odesłany do Wiednia (ucieszy was wieść, że kilka lat później trafił jednak do Wersalu). Kiedy mówię wszystko, to chodzi naprawdę o wszystko, z fryzurą i ciuchami włącznie. Mimo, że cała wyprawa Marii Antoniny była technicznie rzecz biorąc francuska, to nowe damy dworu w pierwszej kolejności rozebrały ją do naga i przebrały w dworską suknię, nasmarowały różem i ufryzowały zgodnie z ostatnimi trendami.

Księżniczka, dzielna podczas wszystkich poprzednich ceremonii, przy tym rytuale płakała – kto by nie płakał, gdyby banda obcych bab zdzierała nagle z niego ciuchy? Nie pomogła jej nowa ochmistrzyni, kobieta sztywna jak piana na dobrą bezę, która przez kolejne lata miała być zmorą życia Marii Antoniny. Kiedy księżniczka uścisnęła ją na powitanie, ochmistrzyni zareagowała jak tak zwana zimna ryba, fucząc do tego, że protokół nie pozwala na żadne okazywanie uczuć.

Robe à la française, czyli ubiór dworskich panien w Wersalu. Niewygodne ścierwo, ale i tak lepsze od grand habit, które Maria Antonina musiała nosić jako delfina

3. Ucieczka z gorsetu, czyli grand habit

Tak zaczęła się epoka nieznośnej etykiety, która obejmowała między innymi: publiczne spożywanie wszystkich posiłków, publiczne spacerowanie, tolerowanie bandy dworzan, którym przysługiwały rozmaite przywileje, jak podawanie delfinie koszuli albo sztućców, a także rytualne wstawanie i kładzenie się do łóżka w obstawie dam dworu, podczas którego Maria Antonina nie mogła po nic samodzielnie sięgnąć. A także – grand habit.

Grand habit to rodzaj sukni a la francaise, tylko ostro na sterydach: do jej noszenia miała prawo, i obowiązek, tylko delfina i inne kobiety bezpośrednio spokrewnione z królem. Szkopuł? Grand habit to ścierwo zupełnie nienadające się do noszenia, szerokie na grubo ponad metr, z wyjątkowo sztywnym i ciasnym gorsetem. Wśród znanych ówcześnie skutków ubocznych pomykania w grand habit znajdowały się: skrępowane ruchy, omdlenia, problemy gastryczne, palpitacje, astma, a także „cuchnący oddech”.

Nie trzeba było długo, żeby Maria Antonina zaczęła się buntować. Była to też jedna z pierwszych sytuacji, kiedy ciuchy młodej delfiny stały orężem politycznej walki. Nieprzyjazne Marii Antoninie siostry Ludwika XV, panującego króla, zaczęły ją podpuszczać, żeby porzuciła wstrętne grand habit – i razem z nią zaczęły pojawiać się na dworskich okazjach nieskrępowane zaplutym gorsetem. Psikus był taki, że nikt nie zwracał uwagi na podstarzałe, niezamężne siostry króla, natomiast wszystkie oczy były skierowane na młodziutką Marię Antoninę. Jej porzucenie grand habit błyskawicznie wywołało skandal i prawie pozbawiło ją królewskich łask. Delfina walczyła dzielnie, ale po jakimś czasie się poddała i z powrotem zaczęła się zakuwać w sztywny gorset – dopóki nie przyszły jej do głowy kolejne modowe rewolucje (to ja, Magda Gessler waszych vintagowych szaf).

Maria Antonina w grand habit de cour, czyli dworskiej sukni na sterydach. Portret pędzla Elisabeth Vigée Le Brun (tak, ulubioną portrecistką królowej była kobieta!)

4. Bryczesy, czyli przez portki do serca

Wersalskie początki Marii Antoniny nie były łatwe: nie dość, że źle znosiła dworskie rytuały, z każdej strony ktoś podkładał jej świnię – czy to wredne siostry Ludwika XV, czy stronnictwo jego metresy, madame du Barry – to jeszcze jej młody mąż, Ludwik XVI, zupełnie się nie spieszył do skonsumowania związku. Ludwik lubił konsumować, ale głównie szampana i pieczone kurczęta, panicznie bał się za to swojej młodej żony i w ogóle kobiet. Poza tym przepadał za dłubaniem w zamkach, kłódeczkach i innych tego typu mechanizmach, co jest jakoś rozczulające, a także za polowaniem.

Sprytna Maria Antonina, która miała szachrajski gen, inaczej bym o niej nie pisała, postanowiła zbliżyć się do delfina, polując razem z nim. Problem był jeden – nie umiała jeździć konno. Ale księżniczka była harda, szybko skombinowała sobie osła, a po półrocznych ćwiczeniach przesiadła się na konia. W bryczesach. I znów wywołała lekką awanturę, która rozniosła się aż do Austrii; Maria Teresa z daleka pisała do córki, że bój się boga, dziewczyno, co to za wstyd i jeszcze jakie ryzyko dla ewentualnej ciąży, na co delfina mogła zareagować tylko pustym śmiechem, bo Ludwik XVI przełamał nieśmiałość dopiero w siódmym roku ich małżeństwa.

Noszenie bryczesów nie było totalnym skandalem, bo zdarzało się kobietom już wcześniej, nie było jednak z pewnością standardowym jeździeckim ubiorem we Francji pod koniec XVIII wieku. Ryzykowna stylóweczka się opłaciła: po pierwsze, zarówno panujący Ludwik XV, jak i młody delfin byli zachwyceni towarzystwem księżniczki. Po drugie, Maria Antonina zyskała na dworze pewien szacunek, pozując na w jeździeckim stroju do portretów, co bezpośrednio nawiązywało do najsłynniejszego z Ludwików, dawno nieżyjącego Króla Słońce.

Maria Antonina chanelluje Króla Słonce na portrecie Louis-Auguste’a Brun. W takich bryczesach sama bym pomykała!

5. Pouf, czyli koafiura pod niebiosa

Ludwik XV zmarł niedługo później, zaraziwszy się ospą od jednej z kochanek, według legendy – pastereczki (swoją drogą, Marii Antoninie ospa nie groziła, bo na Habsburskim dworze praktykowano inokulację, czyli wczesną formę szczepienia. Namówiła do tego później Ludwika XVI. Maria Antonina jako nemezis antyszczepionkowców? Moje serduszko tańczy z radości). Król nie żyje, niech żyje król!

Podczas koronacji w katedrze w Reims Maria Antonina lśniła jak najjaśniejszy klejnot – ponieważ Ludwik XVI był pierwszym władcą od pokoleń, który był żonaty podczas ceremonii, nie istniał protokół opisujący, jak miała się ubrać. Postawiła więc na nowoczesną suknię od Rose Bertin, wschodzącej gwiazdy paryskiej mody, skrzącą się od diamentów i szafirów. Ale to nie suknia zwróciła największą uwagę – piętrowa fryzura królowej, natapirowana i wypudrowana, dzieło fryzjera Leonardo, który razem z Bertin stał się najbardziej zaufanym modowym doradcą Marii Antoniny, wzbudziła prawdziwą sensację. Pouf, bo tak się takie cudo nazywa, opętał XVIII wieczną Europę jak jakiś bottega green. Jego ogromną zaletą było to, że dało się go przystroić na każdą okoliczność: wydarzenia polityczne (flagi, kolorowe wstążeczki, ewentualnie trójmasztowiec), rodzinne (figurki dzieciątek i kołysek), wyprawy na wieś (owoce, kwiaty, jarzyny). W pewnych kręgach poufy prowokowały oczywiście kupę śmiechu i gazety pełne były ilustracji przedstawiających panie z fryzurami w ogniu, przypadkowo zaprószonym od świecy, albo obijanie się o framugi drzwi i sufity karoc. Wygląda jednak na to, że damy z wyższych sfer brały poufy śmiertelnie poważnie.

Był to pierwszy trend, który Maria Antonina zapoczątkowała na taką skalę – wkrótce kobiety zabijały się o usługi Leonarda i suknie Rose Bertin, a laleczki z jej ostatnimi projektami, zwane Pandorami i wzorowane na sylwetce królowej, podróżowały wzdłuż i wszerz kontynentu jako towar pierwszej potrzeby, niewzruszone stanami wojennymi czy embargami.

Maria Antonina i jej najsłynniejszy pouf, marynistyczna koafiura w hołdzie francuskiej fregacie la Belle Poule, której morska bitwa zapoczątkowała udział Francji w amerykańskiej wojnie o niepodległość

I to tutaj zaczyna się największa zabawa, bo przed nami – Petit Trianon, chłopska sielanka, muślinowe giezła i rewolucja – ale o tym już niedługo.

Ostatnie

Pisząc tekst posłużyłam się książką Queen of fashion Caroline Weber.
Zdjęcie okładkowe to pochodzi z sesji Annie Leibovitz dla amerykańskiego Vogue z września 2006. Jest na nim Kirsten Dunst przebrana za Marię Antoninę i bijcie ile chcecie, ale to najlepszy film na świecie (rym!).

You may also like

Leave a Comment