Wstążki, brylanty i giezełka z muślinu, czyli Maria Antonina przez ubrania, część II.

by Zuza

Nie będziemy hałasować, przyjaciele. Przeżyliśmy Wersal, przeżyliśmy podstępne ciotki, podkładanie świń, wojnę z królewską metresą, ochmistrzynię z samego serca piekieł. Jesteśmy na tronie i mamy takie stylóweczki, że pół Europy stoi w kolejce do krawcowych, a drugie pół nic nie robi, bo uschło z zazdrości.

Jednego nie przeżyjemy, ale co wam będę psuć zabawę.

6.Chemise a la reine, czyli koszula na królową

Trend obok poufa tak nierozerwanie związany z Marią Antoniną, jak jaskrawy pomarańcz z Donaldem Trumpem. Po koronacji Ludwika XVI życie na dworze się poprawiło – Maria Antonina natychmiast zwolniła nieznośną ochmistrzynię, a czas wypełniła sobie organizowaniem na przykład cotygodniowych bali maskowych (co poniedziałek – pomyślcie o tym, kiedy w następny poniedziałkowy wieczór będziecie odgrzewać sobie pierogi z Biedronki). Mimo to etykieta i brak prywatności wciąż były dla niej nieznośne, dlatego zaczęła regularnie spędzać dni w pałacyku Petit Trianon, gdzie wstęp miał tylko jej zaufany krąg przyjaciół, a protokół nie obowiązywał.

Dziwnie się patrzy na Marię Antonię z tego okresu, bo z jednej strony była samym sercem modowego huraganu, codziennie pokazując się w innej sukni, z koafiurą do nieba, diamentami i wypadami do opery – z drugiej, proste życie w Trianon uwzględniało takie atrakcje jak pikniki, głaskanie owieczek (wyperfumowanych uprzednio przez służbę) czy zbieranie truskawek (wcześniej umytych). Maria Antonina znów zrzuciła sztywny gorset i zaczęła paradować w sukniach zwanych chemise, ewentualnie gaulle, luźnych muślinowych giezełkach, które stały kością w gardle bardziej statecznej części społeczeństwa, bo wydawały się kompletnie nieprzystojne królowej. Do tego takie zwiewne, najczęściej białe albo jasne kiecki kojarzyły się z bielizną, co prowadziło do oskarżeń o frywolność, które z czasem przerodziły się w pamflety o rzekomym lesbijstwie i orgiach organizowanych przez królową. Nie pomagał też fakt, że muślin nie był produkowany we Francji i trzeba było go importować z terytoriów habsburskich, co miało być sekretnym szatańskim planem Marii Antoniny na zrujnowanie Francji. Nie przeszkadzało to jednak damom z towarzystwa, które ustawiały się w kolejce do Rose Bertin i innych marchands de mode, po kolejne suknie a la reine.

Ostateczny skandal wybuchł, kiedy Maria Antonina zapozowała w takiej luźnej gaulle z muślinu do portretu autorstwa madame Vigee le Brun, ściskając w dłoni kojarzoną z Habsburgami różę. Oburzenie było tak ogromne, że le Brun musiała cichaczem podmienić portret na bardziej „królewski”.

Maria Atonina en gaulle, czyli w giezełku z muślinu. Portret tak skandaliczny, że trzeba go było cichaczem podmienić.

7. Diamentowy naszyjnik

Jak bardzo może nababrać ci w życiu naszyjnik, którego nigdy nie założyłaś? Obstawiam, że Maria Antonina odpowiedziałaby: BARDZO. 15 sierpnia 1784 w Paryżu gruchnęła wieść, że kardynał de Rohan (zbieżność z Tolkienowskimi jeźdźcami przypadkowa), ważna szycha na dworze, został aresztowany na rozkaz króla. A zaraz po aresztowaniu poszła plotka, że kardynał jest bozi ducha winny, a to wszystko wina złej monarchini.

Biedny kardynał wpakował się w straszną machloję, i faktycznie dlatego, że chciał się wkupić w łaski królowej. Maria Antonina od dawna traktowała go jak śmiertelnego wroga: był persona non grata w Petit Trianon, gdzie mimo wszystko próbował się kiedyś zakraść na bal maskowy. Królowa rozpoznała go po czerwonych kardynalskich skarpetkach i wyrzuciła z imprezy na tak zwany zbity pysk.

Wyobraźcie więc sobie zdziwienie kardynała, kiedy jego kochanka, hrabina de la Motte, powiedziała mu, że królowa się z nią skontaktowała i ma do kardynała sekretny BIZNES. Chodziło 280-karatowy diamentowy naszyjnik, najdroższy bajer w całej Francji, którego królowa pragnęła ponad życie, ale nie była w stanie sobie na niego pozwolić, bo cała jej pensja poszła już na suknie od Rose Bertin: poprosiła więc kardynała, z pomocą hrabiny de la Motte, o dyskretne zakupienie dla niej naszyjnika, który odkupiłaby od niego na raty. Maria Antonina spotkała się nawet z Rohanem w letnią noc w wersalskim ogrodzie, piękna i zwiewna jak duch z muślinu i pudrowych pukli. Przekazano mu także podpisany przez nią list. Kardynał natychmiast kupił naszyjnik i wręczył go hrabinie de la Motte, która miała doręczyć go do królowej.

I co? I klops, bo hrabina de la Motte, która była taką hrabiną jak ja akordeonistką, zniknęła jak zły zen, razem z naszyjnikiem. List był podrobiony, podrobiona była też nocna Maria Antonina – wystarczyło było owinąć podobną do niej dziewczynę w muślin i starannie wypudrowany pouf, żeby kardynał się nabrał. W całą sprawę miał też być zaangażowany mag Cagliostro, który słynął z twierdzenia, że ma ponad 300 lat.

Problem był taki, że w aferze oberwała zupełnie niewinna królowa. Podczas procesu kardynała opinia publiczna była przekonana, że Maria Antonina sama napytała sobie biedy, paradując w frywolnych sukienkach i wydając miliony na ciuchy i biżuterię – nikt się nie dziwił, że kardynał naprawdę wierzył, że królowa Francji spotkałaby się w nim w środku nocy, prosząc o kupno jakichś szemranych świecidełek. Rohan został uniewinniony i szybko wypuszczono z Bastylii, gdzie chyba i tak za bardzo nie cierpiał, bo rządca więzienia oddał mu swoje apartamenty, a w menu widniały głównie ostrygi i szampan.

I tylko Maria Antonina musiała lizać rany (no i ci, których zesłano na galery, ale to już inna historia).

Replika naszyjnika, o który się rozchodziło. Bardzo ważna informacja jest taka, że Maria Antonina nigdy go nie chciała – uważała kolię zaprojektowaną dla metresy poprzedniego króla za zbyt ostentacyjną

8. Wymyśl się na nowo, czyli dworskie suknie

Afera z naszyjnikiem była momentem, kiedy Maria Antonina przestała się cieszyć jakąkolwiek sympatią ze strony społeczeństwa. W gazetach kipiało od karykatur, przedstawiających królową jako strusia (autrichienne, czyli austriaczka, to niespecjalnie zgrabne słówko, przywodzące po francusku na myśl to autruche, czyli strusia, to chienne, znaczy sukę), jako harpię, leopardzicę, ewentualnie in flagrante w trackie lesbijskiej orgii. W królewskiej loży operowej znalazła któregoś dnia liścik o treści „drżyjcie, tyrani”, a przy wystąpieniach publicznych spotykała się z buczeniem, syczeniem i innymi nieprzyjacielskimi odgłosami.

Jak królowa z tym sobie radziła? Trochę jak Taylor Swift – nienawidzą mnie, więc wymyślę się od nowa. Lud gardził perukami, które obficie pudrowano mąką, a chleba brakowało – Maria Antonina zaczęła czesać się skromniej. Krzywo patrzono na muślin? Zamawiała już tylko suknie z jedwabiu, tafty i aksamitów, czyli materiałów, które tradycyjne kojarzono bardziej królewsko. Zarzucają jej rozrzutność? Proszę bardzo, zaczęła zamawiać mniej sukien i całkiem pożegnała się z frywolnymi chemise, a także zaczęła nosić suknie częściej niż raz (szok i niedowierzanie!). Naszyjnik wpędził ją w tarapaty? Nikt już później nie widział, żeby Maria Antonina szpanowała koliami.

Niestety, było już za późno. I o ile w dzień zburzenia Bastylii w Wersalu nastroje były całkiem spokojne – 14 lipca 1789 Ludwik XVI zapisał w dzienniku słynne rien, bo nie przydarzyło mu się nic wartego odnotowania – to niedługo później wściekły tłum dotarł i do królewskiego pałacu. Dla mnie to trochę znamienne, że szturmem na Wersal dowodziły kobiety – handlarki rybne z Halle, które krzyczały, że rozerwą królową na kawałki, a z jej wnętrzności zawiążą sobie rewolucyjne kokardki. Tłum zamordował dwóch strażników, których ucięte głowy kazano ufryzować i nadziać na piki. Ten makabryczny widok towarzyszył rodzinie królewskiej, kiedy wieziono ich do pałacu w Tuileries, gdzie zostali de facto więźniami.

Maria Antonina z dziećmi, w bardziej królewskim wydaniu. Zwróćcie uwagę na pustą kołyskę – najmłodsze dziecko zmarło krótko po narodzinach, więc po prostu je zamalowano.

9. Wstążki

Kto by pomyślał, że w ogarniętym rewolucją Paryżu można było wpaść w niezłe tarapaty (awantury, dostanie w mordę, zawiśnięcie na ulicznej latarni, takie tam…) ze względu na źle dobrane dodatki? A ludzie się śmieją, kiedy opowiadam, że UBRANIA SĄ WAŻNE. Im bardziej rewolucja wrzała, tym niebezpieczniej było strzelić jakąś modową gafę. Na początku wystarczyły kokardki: dwukolorowa, czerwono-niebieska, później trójkolorowa, z paseczkiem bieli, taka, jak dzisiejsza francuska flaga. Im dalej w rewolucję, tym węższe były ramy tego, co akceptowalne, a tego co nie. Przyjezdni z innych krajów donosili, że strach wychodzić na ulicę, jeśli nie wygląda się jak prawdziwy sans-culotte, czyli rewolucjonista z niższych klas, odziany w proste portki, a nie szykowne burżujskie bryczesy.

Maria Antonina rozumiała modowe niebezpieczeństwa jak mało kto: pierwszą rzeczą, którą zrobiła po dotarciu do pałacu Tuileries, było zamówienie stu pięćdziesięciu rewolucyjnych kokardek, do rozdania kobietom z ludu, i całych metrów trójkolorowych wstążek na własny użytek. Przy wszelkich publicznych wystąpieniach pojawiała się kolorach republiki. Z początku wyglądało to nawet nieźle: przez jakiś czas naprawdę wierzono, że uda się we Francji osiągnąć monarchię konstytucyjną. Wszystko poszło w diabły, kiedy Ludwik i Maria Antonina, niepewni swojego losu, postanowili zwiać. Ucieczka spaliła na panewce (swoją drogą, był w nią też zamieszany znany nam fryzjer, Leonardo, który słabiej jednak radził sobie z supertajnymi misjami, niż z układaniem koafiur), a Maria Antonina podobno wróciła do Paryża kompletnie siwa. Królewska rodzina trafiła do Temple, więzienia już nieudawanego.

Według kilku relacji Maria Antonina opowiadała w tym czasie Rose Bertin o dręczącym ją koszmarze: Rose przynosiła jej pęki wstążek, białych, zielonych i fioletowych, ale kiedy tylko królowa brała je do rąk, wszystkie kolory na jej oczach przemieniały się w żałobną czerń.

Gdyby ktoś to wymyślił, powiedziałabym, że to strasznie pretensjonalny sen.

Maria Antonina w więzieniu w Temple, namalowana przez Alexandre Kucharskiego. W tej jednej, żałobnej sukni spędziła ostatnie miesiące przed egzekucją.

10. Biel

Ciekawe, co myślała sobie Maria Antonina, kiedy zwiewne białe kiecki, te same, za które latami obrywała w najpodlejszych pamfletach, stały się roboczym wdziankiem co bardziej zapalonych rewolucjonistek. Biel nie kojarzyła się już ani z burbońskimi liliami, ani z habsburskimi importami, ani z nienawidzoną królową – teraz był to symbol rewolucyjnej czystości, nadziei i powrotu do antycznej demokracji. Ale Maria Antonina też nie nosiła teraz bieli – w ostatnich miesiącach widziano ją tylko w żałobnej czerni.

Jako pierwszą opłakiwała księżniczkę Lamballe – prawdziwą przyjaciółkę, jakiej bym każdemu życzyła, przyjaciółkę, która wróciła do Paryża, mimo że wcześniej udało jej się uciec za granicę (i przywiozła ze sobą pieska dla Marii Antoniny, no serio, naprawdę każdemu takiej życzę). Zamordował ją wściekły tłum, który najprawdopodobniej szedł wcześniej po samą królową – powstrzymał ich wywieszony na bramie Temple trójkolorowy baner. Głowię księżniczki nadziano na pikę – teraz już wiecie, że to nie jest motyw tylko z filmów klasy nie wiem ile – i obnoszono na pod oknami królowej.

Następny był Ludwik XVI, skazany na śmierć w lutym 1793. Maria Antonina została całkiem sama. Jej kolej przyszła w październiku tego samego roku. I właśnie wtedy, w drodze na szafot, królowa wykonała swoje ostatnie fashion statement. Mimo że ostatnie miesiące spędziła w jednej, czarnej sukni, w potwornych warunkach sanitarnych, to miała odłożoną ostatnią, śnieżnobiałą chemise (usługująca jej w więzieniu dziewczyna nie mogła się nadziwić, gdzie w ogóle Maria Antonina zdołała schować coś tak czystego i ładnego).

Jest ostatnia karykatura królowej, o twarzy brzydkiej i gorzkiej, gdzie przypomina bardziej wiedźmę z Salem niż znaną nam z portretów dziewczynę.

Ale jest też drugi obraz, gdzie Maria Antonina w białej szacie promieniuje jak jakiś anielski znak zapytania.

Podobno było cicho, kiedy wchodziła się na szafot. Podobno nastąpiła na stopę katowi, który miał wykonać wyrok. Miała powiedzieć: proszę mi wybaczyć, nie zrobiłam tego umyślnie.

Uważam, że to bardzo trafne ostatnie słowa.

Biel na bieli – królowa w drodze na szafot.

Ostatnie

Podobnie jak przy pierwszej części, posłużyłam się książką Queen of fashion Caroline Weber, a także mglistymi wspomnieniami z biografii Marii Antoniny pióra Antoni Fraser, która czytałam piętnaście lat temu (boziu, to boli), ale jej fragmenty zostały mi w głowie jak jakiś pijacki tatuaż.

You may also like

1 comment

Zuzanna August 30, 2023 - 7:52 pm

Hej, akurat słucham książki o Marii Antoninie i tak tu trafiłam. 🙂
Świetnie piszesz, podrówka imienniczko. :*

Reply

Leave a Comment