Kiedy sięgałam po książkę Ewy Rzechorzek Moda Polska, wiedziałam o Modzie Polskiej tyle, co nowo narodzona ślepa mysz, czyli nic. Jak tylko zaczęłam jednak czytać, to wciągnęło mnie bez reszty, a głównym powodem była założycielka i dyrektorka Mody Polskiej, Jadwiga Grabowska: kobieta-słońce, wokół której wszystko się kręciło, uparciucha z niewyparzoną gębą (proszę się nie oburzać, to komplement), wizjonerka, która traktowała Polki jak te brzydkie kaczątka, którym trzeba tylko odrobiny treningu do przemiany w superanckie łabędzie.
Oprócz tego w historii Mody Polskiej przewija się kilka wspaniałych osobowości, szyk czasem ponadczasowy, a czasem bardzo sezonowy, kropla obsesji, całe dekady powojennej Polski, Paryż, światowe inspiracje…
Przygotujcie więc sobie talerz poświątecznych ciast, zróbcie herbatę i ruszamy na wycieczkę przez Modę Polską. Pierwszy przystanek: kamienica pod Syrenami na Marszałkowskiej, rodzinny dom Jadwigi Grabowskiej.
Moda Polska: preludium, czyli odbudowa polskiej kobiety
Kim była Grabowska? Z domu Seydenbeutel, pochodziła z zamożnej żydowskiej rodziny, w której wystarczyło poskrobać, a wyłaziło modowe wizjonerstwo: z trójki rodzeństwa Jadwiga została założycielką i kierowniczką artystyczną Mody Polskiej, jej siostra Stefania – ekspertką od kostiumów, a brat Edward właścicielem sklepu z konfekcją męską. Przed wojną modowe ciągoty Jadwigi nie były jakoś bardzo wyraźne, nie pojawiają się w każdym razie w jej CV: studiowała na dziennikarstwo, pracowała pisząc i tłumacząc.
Dopiero po 1945 roku, wróciwszy do Warszawy, Grabowska przeżyła szok, który zmienił trajektorię jej życia. Szok był ubiorowy. Zniknęły kobiety, które znała, zniknął szyk, zniknęła elegancja: były onuce, obdarte palta, wszy i ziemniaki z cebulą. Powoli nadchodził ten moment, kiedy było wolno pochylić się nad wyglądem. Ktoś musiał przypomnieć Polkom, że ubranie spełnia wiele innych funkcji, niż te praktyczne. A razem z tym przywrócić im godność, pewność siebie, radość z małych rzeczy: wskrzesić jak te małe feniksiątka.
Jadwiga Grabowska bierze tę misję na siebie.
Projekt misja: butik, żywy żurnal, katalogi
Ta pierwsza moda powojenna teraz trochę rozczula, trochę kroi serce: wszechobecny samodział, tkany na krosnach w ciemnych mieszkaniach, dobry na wszystko, zwłaszcza na garsoneczki à la Chanel, polecany na każdy sezon. Podobno samodział to koszmar krawcowych, rozłazi się w palcach, nie trzyma żadnego fasonu, a do pary z nim kobiety mogły się wykazać takimi cudami, jak sukienki z obrusów i firanek (hej, skoro Scarlett O’Hara mogła, to kto Polkom zabroni), sukienki pozszywane z dwóch starych kiecek, drewniane koturny, ręcznie dziergane swetrzyska…
Co robi wtedy Grabowska? Zaczyna od punku usług krawieckich, trochę też handluje, potem daje się pożreć Cepelii. W brzuchu wieloryba knuje szatański plan na odbudowę Polek: magazyn, kolekcje, butik, w końcu dom mody. I tak rusza lawina, znana jako Moda Polska.
Moda Polska: karuzela z motywami
Niedawno czytałam, chyba nawet i w Vogue, że wielkie modowe osobistości często pomykają w swojego rodzaju uniformach: fryz, okulary na muchę i garsonki Anny Wintour, sztywne koszule i ołówkowe spódnice Caroliny Herrery, dżinsy, blezery i rozwiany włos Emmanuelle Alt… Uniform Grabowskiej to garsonka, sznur pereł i wzorzysty turban. Całą fantazję przelewa prosto w kolekcje Mody Polskiej, gdzie jak bumerang powracają też jej obsesje.
Po pierwsze, folklor. Hafty, chusty, ludowe motywy. O koktajlowe sukienki z pozszywanych krakowskich wstążek zabijają się żony dyplomatów – jak patrzę na zdjęcia, to zupełnie im się nie dziwię.
Po drugie, segmenty: komplet pasujących do siebie ubrań, które można dobierać wedle własnego widzimisię. Skojarzenie z szafą kapsułową, która ostatnio podbiła internety, nasuwa się samo. Grabowska deklarowała, że nowoczesna kobieta powinna móc ubierać się tak, żeby wychodząc z domu była gotowa na wszystko: dzień w robocie, spontaniczny obiad, wypad do opery, spotkanie miłości życia, witanie się z brytyjską królową… Wiecie, o co chodzi.
Po trzecie, zachód. Grabowska regularnie jeździ na paryskie tygodnie mody, gdzie podglądactwo doprowadza do sztuki. Uwielbia Chanel i Diora, chociaż gardzi młodym Saint-Laurentem (nie podzielają tego jej późniejsi projektanci, a sukienka-smoking Katarzyny Raszyńskiej, wzorowana na projektach Saint-Laurenta, zostaje hitem).
Do tego idée fixe mniejszego kalibru, ale równie uparte: Egipt i boska Nefretete, zerkająca na zachód na słynnym plakacie Mody Polskiej. Szyk w stylu après-ski, kożuszki i kombinezony. Polskie kwiaty, finezyjne nazwy: wszystkie te malwy, panny wodne, kasztany, jabłonie.
I oczywiście malowany jedwab, prosto z Milanówka.
Drużyna marzeń: projektanci Mody Polskiej
Projektanci Mody Polskiej to miszmasz osobowości tak różnych, że Drużyna Pierścienia się chowa. Mamy więc Magdalenę Ignar, perfekcjonistkę, mistrzynię pracy na backstage’u, pracowitą jak mrówka. Ignar to szyk i elegancja, stylowe płaszcze i żakiety doprawione odrobiną szaleństwa – tutaj srocze uwielbienie dla guzików, tam turban z różowego worka na śmieci, zawinięty na modelce tuż przed pokazem.
Następnie Jerzy Antkowiak, plastyk-ceramik, który trafił na pokaz Mody Polskiej i przepadł tak, że zmieniła tor cała jego kariera – zaczął jako projektant (swoją drogą, Grabowska uwielbiała plastyków, bo sama za grosz nie umiała rysować), żeby później świecić triumfy jako szef całego biura projektowego. Sam o sobie mówił, że na początku kariery był jak ten biedny szczurek, chociaż Ewa Rzechorzek pisze, że wyrósł na prawdziwego lwa salonowego. Po Warszawie pomykał w żupanikach, w telewizji pokazał się w srebrnych pepegach. Wszystko, co prezentował na wybiegach, było najpierw wyśmiewane, a po kilku miesiącach podbijało ulice.
Później Kalina Paroll, projektantka do zadań specjalnych: folkloru (to ona kursuje między Zakopanem a Milanówkiem), malowanych chust, turbanów z jedwabiu i szalonych wzorów, ale i od kostiumów na zimowe olimpiady, kożuszków i parzenic. Irena Biegańska, autorka komplecików przypominających sutanny, skomponowanych z czarnego płaszcza, spodni i krótkiej tuniki. Specjalistka od dzianin Krystyna Dziak, która, jak Grabowska, nie szkicowała, chociaż w przeciwieństwie do Grabowskiej umiała. Dziak zbierała baty za spóźnialstwo, na kilka minut przed pokazem uwijała się drutami w ręce, wykańczając modele, kiedy przychodziła pora, jej swetrzyska kradły cały show.
Kącik porad: jedna Pigmalionka i kraj pełen Galatei
Grabowska walczy, żeby paryskie trendy przenieść na polskie ulice, ale rozdźwięk widać: chcemy pereł i szykowności w stylu Chanel, a mamy dziurawe palta, panie w sukienkach z obrusów i panów w onucach.
W latach 60., jeszcze zanim dołącza do niej zespół projektantów, a Moda Polska świeci największe trumfy, Grabowska zaczyna pisać kolumnę z poradami o stylu w gazecie Sztandar Młodych. Podpisuje się jako Pigmalion, listy adresuje do całego kraju pełnego Galatei (Galatej? Galateii..?). Z rzadka się rozczula (parafrazuję: w wieku, kiedy powinnaś, Polska babo, ssać smoczek, dostałaś do ręki szminkę i nikt ci nie wytłumaczył, co z nią zrobić), raczej musztruje. Uczy chodzić, siedzieć, pakować się na wyjazdy. Najbardziej rażą ją grube kobiety (tu już cytuję: to niewybaczalne zaniedbanie. Nawet jaskółka z projektu logo Mody Polskiej wydaje jej się z początku za gruba), każe wyrzucać z szaf pstrokaciznę, klipsy, buty na koturnach. Zachwala kiecki-worki jako krój pasujący na każdą figurę, zachwyca się szmizjerkami Saint-Laurenta; taka suknia-płaszcz, w tłumaczeniu Grabowskiej okryjbida, może robić za sukienkę, narzutkę, marynareczkę, szlafrok…
Swoją drogą, z uniwersalnością sukienek-worków bym się kłóciła, ale wiązane w pasie narzutki ciągle do mnie przemawiają w 2021 roku. Mam jedną na sobie, kiedy piszę te słowa.
I to mnie najbardziej urzeka, jak czytam i o Grabowskiej (której rządy tak naprawdę nie trwały długo – odeszła z Mody Polskiej w 1968), i o jej misji, i o późniejszych wysiłkach młodych polskich projektantów. Ten upór, żeby wszystko się dało, zacięcie, żeby przetłumaczyć paryskie trendy i przenieść je na polskie ulice.
Wydaje mi się, że u schyłku 2021 roku możemy już powiedzieć: mission accomplished.
Ostatnie
Przy pisaniu tekstu posłużyłam się książką Moda Polska Ewy Rzechorzek, którą polecam spod serduszka. Zdjęcie okładkowe: plakat Mody Polskiej autorstwa Romana Cieślewicza, 1959.