Zapiski z szachrajstwa – grudzień 2021

by Zuza

Jest ten moment, że wjeżdżają podsumowania roku, ja jestem prostą babą z blogiem od dwóch miesięcy, to nie mam za bardzo czego podsumowywać, jedziemy więc z zapiskami z grudnia i tyle. Po podsumowania całoroczne zapraszam za rok, ale nie bójcie tak zwanej żaby, dziś też będzie fajne – wyciągajcie popcorn i razem zaglądnijmy w zęby najbardziej pluszowo-ciastkowemu miesiącowi w roku.

Codzienności

Nikogo nie zaskoczę, że grudzień to kocyk, grzane wino i świętowanie. Zaczęłam w tym roku wcześnie, bo choinka wjechała w pierwszym tygodniu, ozdóbki też, a większość miesiąca spędziłam przy zapachowych świeczkach, w najcieplejszych skarpetkach z szuflady, robiąc wprawdzie po łokcie na home office, ale sztachając się przy tym przyprawą do piernika i zapachem choinki. Wjechały też takie o to zabawy:

  • Przechadzki po świątecznych kiermaszach
    Jako kobieta oblatująca się stopniowo w wielkim świecie okryłam, że w Belgii standardowym naparem na kiermaszach świątecznych, oprócz grzanego wina, jest gorąca czekolada z chlustem amaretto. Jest to napój bogów i jakbym miała więcej wolnego czasu i mniej pomysłów, co z nim zrobić, to założyłabym partię walczącą o spopularyzowanie go w naszej poczciwej Polszy. Na kiermaszu w Krakowie zjadłam za to wiele pierogów i kupiłam sobie rękawiczki, z których jedną zgubiłam w czasie poniżej pięciu godzin, więc też uważam ten dzień za sukces.
  • Imprezy z pieczeniem pierniczków
    Po imprezie tematycznej PIERÓG przyszedł czas na imprezę pod tytułem PIERNIK. Podobnie jak impreza tematyczna Władca Pierścieni, która pokrywa się z okresem świątecznym, impreza z piernikami zostanie przeze mnie włączona do stałej rotacji atrakcji okołoświątecznych. Coraz bardziej lubię takie sposoby celebrowania, nieoficjalne, ale z gwiazdkowym sznytem (kiedyś na wszystkie okazje wystarczało mi piwo i picka, mówię, że jestem prostą kobietą). Nie kłamali, że nostalgia rośnie z wiekiem. Poza tym mam foremki w kształcie jamników, więc byłabym jędzą, gdybym nie dzieliła się nimi z przyjaciółmi.
  • Prawdziwe święta
    Po raz pierwszy od dwóch lat, a w sumie to chyba drugi odkąd wyprowadziłam się z Polski w 2015 roku, udało mi się przyjechać na ten okres do Krakowa. Było to doskonałe zajęcie i mam nadzieję, że w kolejnych latach będzie tak samo. Trzymajcie za mnie kciuki.
  • Zdjęcia
    W grudniu stwierdziłam, że jak mam zostać panią od internetów, to czas przestać się wygłupiać i nauczyć się robić ładne zdjęcia. Wyznaczyłam sobie nawet parę razy określony moment w tygodniu, kiedy jest dobre światło, ucinam sobie internet, okładam się ładnymi rzeczami i staram się strzelić kilka fotek, które nie są totalnie do dupy. Posprzątałam też trochę instagramowy feed, więc jeśli z jakiegoś powodu nie śledzicie jeszcze Machloj na insta, to natychmiast to zróbcie, będę bardzo szczęśliwa.
Szczęśliwa jak norka w Krakowie. Po więcej czadowych zdjęć chodźcie koniecznie na instagrama.

Zewnętrzności

  • Drukareczka Instax
    Mówiłam o zdjęciach? Posłuchajcie tego: żeby robić lepsze zdjęcia, postanowiłam kupić sobie hipsterską drukareczkę Instax, która jakąś niesamowitą jakością wydruków nie grzeszy, żeby drukować i potem robić zdjęcia zdjęciom. Jest w tym pewna logika, ale bardzo osobista.
    Śmieszki śmieszkami, ale jest to fantastyczna zabawka, doskonały gadżet imprezowy i rzecz do produkowania najlepszych pamiątek, jakie można sobie wymarzyć. Do tego jest różowa. Polecam spod serduszka, nie, nikt mi za to nie płaci.
  • Kąt kreatywnej kobiety
    W zeszłym miesiącu chwaliłam się, że znalazłam na ulicy pozłacany grat, który zaniosłam natychmiast do domu i jestem teraz w elitarnym klubie ludzi, którzy z cudzych śmieci zrobili sobie domowy skarb. W grudniu poszłam o krok dalej i zrobiłam z tego śmiecia centralny element mojego nowego kreatywnego kąta, w którym piszę, palę sobie świeczki, czasami maluję oczywiście paznokcie oraz wymyślam, co następnego nasmarować w internecie. Jestem z tego bardzo zadowolona.
  • Stylóweczki
    W grudniu malowałam paznokcie na czarno albo prawie czarno (mój ulubiony kolor pochodzi z Indigo Nails, nazywa się Voodu i nie jestem wcale pewna, czy ta miłość jest związana z kolorem, czy z samą nazwą). Do tego pomykałam po świecie w czarnym płaszczu do ziemi, który ukradłam w zeszłym roku mamie Machloi, który ona z kolei kupiła kiedyś z drugiej ręki na placu Żydowskim w Krakowie. Co mi przypomina, że żeby umieć w vintage, czasami nie trzeba nawet umieć grzebać w ciucholandach (ja zupełnie nie umiem), wystarczy dać nura w czeluście własnej, albo rodzinnej szafy.
    W każdym razie, grudzień był miesiącem stylówki na wampirzycę i mimo że nie mam już czternastu lat, to ciągle mnie to cieszy.
Jak wyżej.

Wnętrzności

Głupia sprawa, ale nie mam wam w grudniu do polecenia żadnych książek, o których nie wspominałam już przy okazji tekstów na blogu. Byłam za to w kinie i to NIE RAZ:

  • Spencer
    Boziu, tak polecam ten film, że tracę dech zanim w ogóle zacznę mówić. Spencer – podobnie jak ostatni serial o Annie Boleyn z Jodie Turner-Smith – to herstoria znana i niby obrobiona już z każdej strony, a nagle jakby zupełnie nowa. Podana w klimacie klaustrofobicznego horroru, absolutnie przepiękna, poruszająca do kości i tak szykowna, że olaboga. Idźcie, streamujcie, róbcie co chcecie, ale jeśli chcecie zobaczyć dobry film, to koniecznie Spencer.
  • House of Gucci
    O Guccich mamy na Machlojach wpis, ale o formie książkowej, na film szkoda mi klawiatury. Zły nie jest, dobry też nie, czasami przechodzą ciary cringe’u, Lady Gaga jest oczywiście najpiękniejsza i Adam Driver też, ale po co to komu było, to sama nie wiem.
  • Władca pierścieni
    Na święta ogląda się Władcę Pierścieni i nie ma się z tym co kłócić. Za każdym razem jak oglądam te filmy, to jestem w szoku, jak bardzo są wspaniałe, i zawsze chodzi mi po głowie coś, co o nich napisał – wyobraźcie to sobie! – Salman Rushdie: Peter Jackson jest lepszym reżyserem, niż Tolkien pisarzem. Kłóćcie się, bijcie, róbcie awantury, ale będę się tego trzymać jak tratwy z korka. Jeśli jakimś cudem jeszcze ich nie oglądaliście, to zróbcie sobie przysługę i w 2022 roku idźcie na długą pieszą wycieczkę z bandą hobbitów.
  • Tudorowie
    Oglądam Tudorów, bo ustawiłam sobie za misję w życiu, że obejrzę wszystko, co się da z Henrykiem, jego podłą mordą i licznymi żonami. Z jakiegoś powodu spodziewałam się, że ten serial będzie zły, a wcale nie jest, i znów – doskonały też nie, ale spełnia moje wymagania w kwestii wieczornej rozrywki. Natalie Dormer jest wspaniała jako Anna Boleyn, wspaniały jest James Frain jako Cromwell i Sam Neil jako Wolsey, nawet Jeremy Northam jako Tomasz Morus mnie przekonał, jak otrząsnęłam się z szoku, że to już nie pan Knightley. Także chyba polecam, ale jeszcze nie jestem pewna na sto procent.
Jak wyżej i wyżej, tylko baby nie ma.

Internetowości

Na Machlojach było w tym miesiącu pięć tekstów:

  • Maria Antonina
    W dwóch osobnych postach przyglądaliśmy się ciuchom Marii Antoniny i temu, jak wielkie miały znaczenie nie tylko w modzie, ale i w nastrojach społecznych, politycznych i tak dalej. W pierwszej części omawialiśmy suknie dworskie, jeździeckie bryczesy i sztywne gorsety, a w drugiej: piętrowe fryzury, cottagecore wyprzedzający Taylor Swift o ponad dwieście lat, oraz najpiękniejsze fashion statement, czyli białą suknię na szafot.
  • Moda Polska
    Na fali modowych szaleństw daliśmy nura w historię Mody Polskiej i jej charyzmatycznej i z lekka szalonej – w najlepszym sensie – założycielki, Jadwigi Grabowskiej, drużyny modopolskich projektantów, trendom, Paryżom, odbudowom kobiet powojennych i tak dalej. Uważam, że było super.
  • Wywoływanie duchów i kobiety-media
    Żeby nie było, że jedziemy samą modą, to wjechało pięć herstorii kobiet-mediów, a z nimi powiew nadprzyrodzonego, międzywojenna Warszawa, kilku noblistów, wielkie szachrajstwa i spektakularne rzyganie muślinem. Temat mnie szaleńczo wciągnął i z góry ostrzegam, że będziemy do niego wracać, więc nie wyrzucajcie jeszcze ogarków świec i czarnych welonów, przygotowanych na te okazje.
  • 52 książki w rok i i pierwsze lekcje, jak żyć
    U samego schyłku roku Machloje zostały na chwileńkę blogiem poradnikowym i zastanawialiśmy się razem, jak przeczytać 52 książki w 2022 roku i po kiego grzyba. Jest to doskonały tekst i bardzo bo polecam, między innymi dlatego, że uczymy się tam zen razem z panem, który nie mógł spać, bo trzymał kredens.

Ostatnie

Grudzień był spoko i w tym miesiącu po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że najbardziej produktywna jestem w bunkrze z koca. Na styczeń mam masę pomysłów, stos książek i mnóstwo zapału, więc karuzela będzie się kręcić jeszcze szybciej. Dajcie mi znać w komentarzach, czy grudzień się wam udał, nie wahajcie się puszczać waszych ulubionych teksów z Machloj w świat, i w ogóle to koniecznie mi napiszcie, co by się stało, gdyby tak dorzucić do naszego szachrajskiego cyrku jeszcze PODCAST.

Zdjęcie okładkowe: cottonbro z Pexels.

You may also like

Leave a Comment