Chodźcie, powiedzcie mi, co wiecie o Lukrecji Borgii. Ja wiedziałam tyle: kazirodztwo, trucizna. Ewentualnie: niewinna dziewczyneczka, która w grach o władzę i wpływy służyła pozostałym Borgiom – jej ojcu, papieżowi Aleksandrowi, i bratu, szatańskiemu Cezarowi – za pionka, tyleż przydatnego, co bez głębszej wartości.
Nabrałam na Lukrecję chrapki, kiedy naczytałam się o Beatrice Cenci, innej pięknej zbrodniarce, która przez lata w ludowej pamięci przeistoczyła się z prawdziwej kobiety w jakiegoś seksi sukuba, a poczet pisarzy, który wziął ją na warsztat, niespecjalnie pomógł w reparacji wizerunku. Do tego naczytałam się już tylu połamanych herstorii, że miałam też wątpliwości co do całej tej wizji, wedle której Lukrecja była jak kawałek plasteliny pod palcami mężczyzn z jej otoczenia.
I co? I miałam rację oczywiście, bo prawda jest o wiele lepsza, niż popularne przedstawienia. Zapraszam na pierwsze pięć grzechów (wobec) Lukrecji – część druga już niedługo!
Grzech pierwszy: kazirodztwo, czyli co z tymi Borgiami
Lukrecja, podobnie jak jej brat Cezar, dostała imię nawiązujące do historii antycznego Rzymu. Te imiona obrazowały niejako ambicje ich ojca, Rodrigo Borgii, później papieża Aleksandra VI, który nie był chyba całkiem niepodobny do Mózga z kreskówki o Pinkym i Mózgu: co wieczór knuł, jak następnego dnia przejąć kontrolę nad światem.
W każdym razie, antyczna Lukrecja, po której ochrzczono tę naszą, padła ofiarą gwałtu i zasłynęła tym, że wolała popełnić samobójstwo, niż żyć w hańbie. I chociaż Lukrecji Borgii daleko było do podobnej czystości (i doskonale, 10/10, niewiele jest głupszych rzeczy na świecie, niż kult czystości), to prawdopodobnie równie daleko była od notorycznie jej wytykanego kazirodztwa. Pochodzenie plotki było złożone: po pierwsze, kazirodztwo nie było jakąś kosmiczną rzadkością wśród uznanych włoskich rodów. Sarah Bradford, autorka biografii Lukrecji, przytacza na przykład historię jednego możnego, który przyjmował ambasadorów, leżąc w łóżku z własną siostrą. Po drugie, Aleksander faktycznie darzył Lukrecję wyjątkową miłością, podobnie jak Cezara. Po trzecie: Borgiowie, klan młody i żądny zarówno władzy, jak i krwi, mieli notorycznie złą prasę.
Nie pomogła też historia pierwszego małżeństwa Lukrecji, które skończyło się grubą aferą.
No i sekretne dziecko też nie pomogło.
Grzech drugi: bezczynność, czyli Lukrecja jako pionek
Lukrecję opisywano też jako drewienko, bezwładną laleczkę dryfującą na powierzchni planów Aleksandra i Cezara. I z pewnością tak było w przypadku aranżacji jej pierwszego małżeństwa; rodzinnym ambicjom Borgiów potrzebne były fory u Sforzów, a nic tak nie gwarantuje wsparcia, jak dobre weselisko. Lukrecję wydano za Giovanniego Sforzę, co nie było jakimś super-wielkim politycznym mariażem, ale robiło robotę w kwestii aktualnych planów Borgiów.
Lukrecja faktycznie nie miała tutaj zbyt wielkiego wpływu na swój los, głównie dlatego, że miała jedenaście lat, kiedy spisano małżeńską umowę, a w chwili zaślubin – trzynaście.
Małżeństwo było podobno całkiem zgodne, dopóki nie pojawił się problem z Giovannim: szybko przestał być politycznie przydatny.
Aleksander zaczął więc kombinować, jakby by tu się ze zbędnego małżeństwa wymiksować. Podobno pierwszy plan uwzględniał mord na Giovannim, ale Lukrecja w porę go ostrzegła. Chłopak zwiał, a Borgiowie wywalczyli rozwód z winy jego rzekomej impotencji, co budziło śmiech na wszystkich salach, bo miał już dziecko z poprzedniego małżeństwa. Giovanni dołożył też swoje do oskarżeń o kazirodztwo, twierdząc, że Aleksander chce rozwodu, żeby mieć Lukrecję dla siebie.
Co mówicie? Że kwas, że hańba…? To poczekajcie, aż posłuchacie o drugim małżeństwie.
Grzech trzeci: sekrety, czyli skąd ten dzieciak
Ale najpierw jeszcze przerwa na dobre wieści i trochę więcej plotek o kazirodztwie (a potem damy spokój temu bzdurnemu tematowi, przysięgam): między pierwszym a drugim małżeństwem Lukrecji klan Borgiów powitał na świecie dzieciątko. I celowo mówię, że klan, bo do rzymskiego dzieciątka (infans romanus) długo nie przyznawał się nikt, a przypisywano je wszystkim. Poszła plotka, że to dziecko Lukrecji i albo Aleksandra, albo Cezara. Do ojcostwa przyznał się Cezar, ale w późniejszej bulli Aleksander twierdził, że dziecko było jednak jego. Nie ma też dowodów, żeby faktycznie urodziła je Lukrecja: myślano tak głównie na podstawie faktu, że spędziła wtedy kilka miesięcy w klasztorze, co robiła też na wielu innych etapach swojego życia (dla bogatej, niezależnej kobiety klasztor był w XVI-wiecznej Italii tym, co dziś Malediwy dla Kingi Rusin).
Inna teoria głosiła, że matką infans romanus istotnie była Lukrecja, ale ojcem nie był żaden z Borgiów, tylko jej kochanek Perotto, papieski szambelan.
Perotto zasługuje na szczególną uwagę, ponieważ jest pierwszą z czterech osób, których zwłoki na przestrzeni tego krótkiego tekstu wyłowimy z Tybru. Podobno jego morderstwo zlecił Cezar, zazdrosny czy to o romans z Lukrecją, czy o spłodzenie z nią dziecka. Razem z Perotto znaleziono zwłoki służącej Pantasilei, o której nie wiadomo niestety nic więcej.
Nic też nie wskazuje, żeby Lukrecja miała z tymi morderstwami cokolwiek wspólnego, ale kolejna cegiełka do jej złej sławy została już dodana.
Grzech czwarty: złe miejsce, zły czas, czyli Rzym spływa krwią
Że Borgiowie byli zabijakami, to się nie kłócę, bo faktycznie tak było – inna sprawa, że w Italii w tych czasach przemoc była na porządku dziennym i ciachano równo wszystkich. Kiedy Lukrecja miała siedemnaście lat, zamordowano jej brata, Juana Borgię, księcia Gandii. Juan nie by specjalnie popularny, nienawidzono go za obnoszenie się z tytułami i bogactwem, i całkiem sporo osób miało motyw, żeby zaaranżować morderstwo: z innych włoskich klanów jako winnych wskazuje się rodzinę Orsini, ale kilka paluszków celuje też w pozostałych braci Borgiów, Cezara i Jofre. W każdym razie, kiedy Juan nie wrócił którejś nocy z imprezy, na rozkaz Aleksandra wszczęto poszukiwania. Podobno cały Rzym wariował wtedy ze strachu przed papieską vendettą – pozamykano sklepy i oberże, a miasto wymarło na kilka dni.
Zwłoki pomógł odnaleźć właściciel tartaku, który kilka dni wcześniej widział, jak grupa mężczyzn wyrzuca do Tybru zwłoki. Zapytany, czemu sprawę zgłosił tak późno, odpowiedzieć, że przez lata widział podobnych sytuacji co najmniej sto, i nikt nigdy nie zawracał sobie głowy poszukiwaniami. I faktycznie, zanim znaleziono Juana, wyłowiono też zwłoki innego mężczyzny.
Tym samym dobiliśmy do obiecanych czterech ciał w Tybrze i możemy wrócić do Lukrecji. No więc tak – jeśli ktoś jej zarzuca, że odznaczała się pewnym zobojętnieniem na przemoc, to powinien najpierw wziąć poprawkę na to, że życie w renesansowej Italii to była bardziej Teksańska masakra piłą mechaniczną, niż Downton Abbey.
Grzech piąty: miłość, czyli smutny los księcia Bisceglie
Drugim mężem Lukrecji został neapolitańczyk, Alfonso Aragoński. Małżeństwo było oczywiście polityczne, bo Borgiom w momencie zaślubin zależało na dobrych relacjach z Neapolem. Mimo to, według dostępnych dziś informacji para była razem naprawdę szczęśliwa; Lukrecja urodziła Alfonso dziecko, chłopca, a Alfonso zgrabnie wpasował się w życie na papieskim dworze, gdzie przebywała też jego przyrodnia siostra Sancia, żona młodszego brata Lukrecji. Już w trakcie tego małżeństwa było widać, że Lukrecja ma talenty administracyjne i polityczne. Podczas nieobecności Cezara była najbliższą zaufaną papieża, który mianował ją też gubernatorką Spoleto, jednej z kluczowych dla papieskiej władzy miejscowości.
Niestety, w politycznym garze już coś gniło: relacje z Borgiów z Neapolem zaczęły się psuć, a Cezar zakumplował się z królem Francji, śmiertelnym wrogiem rodziny Alfonso. Po dłuższej nieobecności, korzystnym dla sojuszu małżeństwie i połączeniu wojskowych sił, Cezar wrócił do Rzymu i podobno skręciło go z zazdrości, kiedy zobaczył, jak Lukrecja, Alfonso – teraz polityczny wróg Cezara – Sancia i młody Jofre doskonale bawią się w Watykanie przy aprobacie papieża. Niedługo później Alfonso został zaatakowany przez grupę mężczyzn. Przeżył – i do dziś nie wiadomo, kto zlecił rozpoczęcie roboty, ale wiadomo prawie na pewno, kto ją zakończył.
Zaledwie miesiąc później, kiedy Alfonso ciągle był przykuty do łóżka, otaczany czułą opieką przez Lukrecję i Sancię, do sypialni wdarła się banda zbirów Cezara, i ich szef, naczelny zabijaka Michelotto, udusił chłopaka. Alfonso miał dziewiętnaście lat.
A Lukrecja? Z początku cierpiała. Schowała się w zakonie, opłakiwała męża, troszczyła się o syna. Zamówiła żałobne ciuchy, pisała smutne listy.
A później… Sama decydować o swoim losie.
Ale o tym kiedy indziej.
Ostatnie
Podczas pisania tekstu korzystałam z biografii Lukrecji Borgii autorstwa Sarah Bradford.