Mroczne domostwa, średniowieczne klasztory i Dziki Zachód, czyli 10 herstorycznych powieści na jesień

by Zuza

Nie ma się co oszukiwać – jesień zadomowiła się na stałe, przesunęliśmy uparte zegarki, powoli kończą się zapasy halloweenowych (zadusznych?) słodyczy i zapanowała CIEMNOŚĆ. I chociaż wiadomo, że sposobów na ciemność jest wiele, to najlepszy jest zawsze stos książek i dzban herbaty.

Dlatego w dzisiejszym wpisie mam dla Was dziesięć historycznych powieści idealnych na jesienne i zimowe wieczory. Wszystkie mają mocno herstoryczne wątki, ale to chyba jedyne, co je łączy. Dwór Henryka VIII, średniowieczny klasztor, Dziki Zachód czy nasza własna, swoiska Małopolska – każdy znajdzie coś dla siebie. Kolejność jest absolutnie przypadkowa, a na końcu listy jest nawet i BONUS.

10 historycznych powieści na jesień

1. Zobacz, co zrobiłam, Sarah Schmidt – WAB, 2018

Kto był już kiedyś na machlojach, ten wie, że mam drobne skrzywienie na historyczne morderstwa, zwłaszcza te, których nie rozwiązano do dziś: weźmy Lizzie Borden, którą w 1892 roku oskarżono o zabójstwo własnego ojca i macochy. Borden została uniewinniona, ale nigdy nie znaleziono winnego, ba! Mimo wysiłków śledczych, nie doszukano się nawet innych podejrzanych. Sprawa Borden należy do tych, nad którymi można zarwać kilka nocy, czytając same fakty, a tutaj mamy powieść, i to nie byle jaką: Sarah Schmidt pisze cudownie zmysłowo, pieczołowicie odmalowując dziwaczny dom o wąskich pokojach i atmosferze trumny (który zresztą stoi po dziś dzień), oraz zamieszkującą go rodzinę Bordenów. Wszystko aż kipi od napięć i niewygojonych konfliktów, jest gęsto, duszno, klaustrofobicznie, a po przeczytaniu zostaje więcej pytań, niż odpowiedzi.

2. To przez ten wiatr, Jakub Nowak – Powergraph, 2022

Nówka sprzed zaledwie kilku miesięcy, do tego debiut, ale taki, że spodziewam się o nim usłyszeć przy okazji przyszłorocznych nominacji do Nike. Schyłek XIX wieku, amerykański Zachód – Dziki, oczywiście – wiatr przyprawiający o obłęd, skrzypiące drzwi saloonów, kowboje i gorączka złota, a w tym wszystkim warszawska bohema. Akcja powieści Nowaka jest oparta na – absurdalnie brzmiącym, ale prawdziwym – epizodzie, kiedy grupa polskich artystów, z Heleną Modrzejewską i Henrykiem Sienkiewiczem na czele, wyruszyła do Kalifornii, żeby hodować winogrona. Serio.

Powiedziałabym, że tą książkę czyta się jak najlepszy western, ale nie wiem, czy to zachęta, bo sama na przykład westernów nie czytuję. Więc powiem po prostu, żebyście ją przeczytali, bo jest nie tylko doskonała, ale też absolutnie wyjątkowa na tle współczesnej literatury. Po prostu.

3. Grace i Grace, Margaret Atwood – Prószyński i s-ka, 2017

Klasyk, ale nie do pominięcia. Osadzona w dziewiętnastowiecznej Kanadzie powieść Atwood łączy całą masę moich ulubionych motywów: morderstwo, wiktoriańską fascynację seansami spirytystycznymi, skomplikowane kobiece relacje i narratorkę, której nie można ufać. Do tego garść kwiatków i robótek ręcznych (tak, tak!), duszne salony i starannie odmalowane realia wiktoriaskiej codzienności, i jesteśmy w domu. Sama wracam do tej książki regularnie i za każdym razem odrywam w niej coś nowego. Protip: po lekturze „Grace i Grace” można obejrzeć też miniserial na jej podstawie na Netflixie, z fantastyczną obsadą i znakiem jakości od samej Atwood (która zalicza nawet kilkusekundowy występ w jednej ze scen).

4. Wyspa kobiet, Lauren Groff – Pauza, 2022

A teraz coś z tzw. INNEJ BECZKI: najstarsza historia na tej liście, bo osadzona w XII-wiecznej Anglii, do której trafia nastoletnia Marie, francuska szlachcianka, mianowana nową ksienią kobiecego klasztoru. Klasztor jest w ruinie, zamieszkujące go zakonnice trawi bieda i choroby, a sama Marie wolałaby wrócić na dwór i służyć swojej ukochanej Eleonorze Akwitańskiej, co jest oczywiście niemożliwe. Książka jest luźno – chociaż może to złe słowo, bo po prostu nie zachowało się zbyt wiele źródeł, z których autorka mogłaby czerpać – oparta na życiorysie Marie de France, średniowiecznej poetki, pierwszej autorki, piszącej po (staro)francusku. Jednocześnie poetycka i surowa w formie, subtelna i poruszająca do kości, historia Marie de France zostanie ze mną na długo i mam nadzieję, że po nią sięgniecie.

Abstrahując od wszystkich wątków historycznych, to opowieść o… No, o życu po prostu. Co, wbrew pozorom, rzadko się zdarza. O dorastaniu, dojrzałości, starości, wzlotach i upadkach, sile i słabościach. Polecam spod serduszka.

5. Cud, Emma Donoghue – Sonia Draga, 2017

Płynę ostatnio na fali powieści Donoghue, jednej z najbardziej uznanych irlandzkich autorek, w Polsce, niestety, traktowanej nieco po macoszemu (obstawiam, że paskudne okładki mają z tym coś wspólnego). “Cud” opowiada historię angielskiej pielęgniarki Lib, wyszkolonej przez samą Florence Nightingale, która zostaje wysłana do Anglii w celu zbadania tajemniczego fenomenu – nastoletniej dziewczy, która twierdzi, że… Nie je. W ogóle. Nie musi, bo niebiańską manną karmi ją Bóg. Brzmi absurdalnie? Tak, ale Donoghue czerpała z prawdziwej historii i fenomenu tak zwanych fasting girls, znanego już od średniowiecza.

Dla mnie zaskakujące było, jak bardzo ta książka była nie do odłożenia – umówmy się, fabuła nie brzmi najbardziej porywająco, zwłaszcza że główna bohaterka ma za zadanie obserwować, a nie ingerować. Tymczasem “Cud” czyta się jak thriller. Protip: 16 listopada ma ukazać się bardzo kusząco wyglądająca ekranizacja, w której główną rolę gra Florence Pugh – znana nam m.in. jako Amy z ostatnich “Małych kobietek”. Nie mogę się doczekać, i mam nadzieję, że książki Donoghue dorobią się przy tej okazji lepszych polskich wydań.

6. Lunia i Modigliani, Sylwia Zientek – Agora, 2022

Jedyna pozycja na tej liście, którą polecam w ciemno, bez czytania, bo premiera miała miejsce zaledwie kilka dni temu i nie zdążyłam jeszcze nadrobić. Sylwia Zientek, która podbiła niejedno herstoryczne serduszko zbiorową biografią „Polki na Montparnassie”, wraca do paryskiej bohemy lat 20., ale tym razem w formie powieściowej. „Lunia i Modlgliani” opowiada losy Luni Czechowskiej, młodziutkiej dziewczyny z Krakowa, która trafia do Paryża, gdzie zostaje muzą i modelką Modiglianiego – tak, to Polka jest właścicielką tej fantastycznej twarzy, która zerka z płócien artysty. Nic więcej nie wiem, ale więcej mi nie trzeba. Jak tylko nadrobię Lunię, napiszę więcej – może tutaj, a na pewno na Instagramie.

7. W komnatach Wolf Hall, Hilary Mantel – Sonia Draga, 2013

Nie byłabym sobą, gdybym nie przeszmuglowała i tutaj odrobinki Tudorów. “Wolf Hall” to pierwszy tom obsypanej nagrodami trylogii niedawno zmarłej Hilary Mantel – te trzy powieści dorobiły się między innymi podrójnego Bookera i tutułu najlepszej książki XXI-wieku dla pierwszego tomu (chociaż niektórzy by się kłócili, że trochę za wcześnie nam oceniać). Sama wspominam o Wolf Hall każdemu, kto chce mnie słuchać, także dlatego, że Mantel stworzyła moim zdaniem najlepszą postać Anny Boleyn. Powieść jest napisana z perspektywy Tomasza Cromwella, szarej eminencji dworu Henryka VIII i politycznego geniusza, który z przysłowiowego pucybuta (jego ojciec był kowalem) dorobił się pozycji, którą w Anglii poprzedzał tylko król. Do czasu oczywiście, ale to już inna historia.

Powieści Mantel mają moim zdaniem wszystko: dworskie intrygi, romanse, konflikt religijny, bogato odmalowany świat i cudownie realistycznych, niedających się zapomnieć bohaterów. Do tego są na tyle długie, że można całkowicie się w nich zakopać, czyli, jak dla mnie – ideał na listopad.

8. Akuszerki, Sabina Jakubowska – Relacja, 2022

Dla kogo? Totalnie dla pasjonatek, bo „Akuszerki” to dzieło monumentalne, któremu nie można odmówić jakości, ale z pewnością nie trafi do wszystkich. Akcja powieści zaczyna się w 1885 roku w podkrakowskiej wsi, gdzie młodziutka Franciszka rozpoczyna – trochę przypadkiem, a trochę czarodziejskim zrządzeniem losu – przysposobienie do fachu położnej. Prawie 700 stron powieści to nie tylko historia Franciszki i kolejnych pokoleń, ale też historyczna panorama Małopolski i kompendium o wiedzy o zawodzie akuszerki – autorka, swoją drogą, sama jest doulą, i to zgodnie z rodzinną tradycją, bo powieść oparta jest na historii jej przodkiń.

Niestety, długość książki działa na jej niekorzyść, niektóre wątki robią się wtórne, a szczegółowe technikalia ciąż i porodów zaczynają po jakimś czasie męczyć. Także polecam, ale tylko pasjonatkom – sama odpadłam w połowie, co mi się rzadko zdarza, i nie jestem pewna, czy uda mi się skończyć książkę Jakubowskiej.

9. Mexican Gothic, Silvia Moreno Garcia – Mova, 2021

Wracamy do książek, których nie idzie odłożyć. “Mexican Gothic”, jak nazwa wskazuje, to gotycka powieść osadzona w Meksyku lat XX., o cudownie oryginalnej fabule – nie chcę pisać za dużo, żeby nie zepsuć nikomu zabawy. Często widzę, że proza autorki jest opisywana jako wypadkowa sióstr Bronte i weird fiction Lovecrafta, i zgadzam się w stu procentach, do tego mamy tutaj głębsze refleksje o kolonialnej historii Meksyku, ale przede wszystkim – po prostu porywającą lekturę. Plot idzie tak: trzpiotka z wielkiego miasta i bogatej rodziny, Noemi, zostaje wysłana do starego majątku u stóp Andów, żeby sprawdzić, co dzieje się z jej kuzynką, która zapadła na tajemniczą chorobę. Natychmiast się okazuje, że tajemnicza jest tutaj nie tylko choroba, tylko absolutnie wszystko – rodzina, w którą wżeniła się kuzynka Noemi, ich obyczaje i dom, koszmary, które zaczynają dręczyć bohaterkę, a nawet historie opowiadane przez mieszkańców okolicznej wioski. Jest też frenologia. I grzyby.

Jestem prostą kobietą, nie wiem, czego tu nie lubić.

10. Wąż z Essex, Sarah Perry – Marginesy, 2019

Trochę polecam na własną odpowiedzialność (znaczy waszą, nie moją), bo moja relacja z tą książką jest skomplikowana – lubię, ale widzę w niej całą masę wad. Wad o tyle frustrujących, że to jest powieść o wspaniałym koncepcie i pięknym języku, czyli tych rzeczach, które przemawiają do mnie chyba najbardziej, kiedy wybieram lekturę na jesień. Jestem też chyba w mniejszości, bo osadzony w wiktoriańskiej Anglii „Wąż z Essex” stał się nie tylko bestsellerem, ale dorobił się też ekranizacji z gwiazdorską obsadą. Do rzeczy: Nora Seaborne, młoda wdowa i przyrodniczka-amatorka, po śmierci męża udaje się do Essex. A w Essex straszy bestia. Tak przynajmniej twierdzą mieszkańcy, przekonani, że ich społeczność dręczy wielki morski potwór, przypominający biblijnego Lewiatana. Nora jest za to przekonana, że legendarna bestia to brakujące ogniwo ewolucji, Tak zaczyna się historia cudnie poetycka, prawie barokowa w obfitości motywów, frustrująca w całości, ale momentami błyszcząca czystym złotem. Znów – polecam, ale na własną odpowiedzialność.

Na koniec mam dla Was dwa BONUSY – to książki, które jak na razie nie dorobiły się polskich wydań, ale są tak dobre, że jeśli macie taką możliwość, polecam złapanie ich w oryginale albo innym tłumaczeniu.

11. The marriage portrait, Maggie O’Farrell – 2022

Odkąd go przeczytałam, co wieczór modlę się do bóź polskich wydawnictw, żeby “Portret małżeński” ukazał się po polsku. Jest tego wart, naprawdę, do tego jest to historia na wskroś machlojska: młodziutka Lucrezia de Medici zostaje wydana za mąż za Alfonso, hrabiego Ferrary (swoją drogą – wnuka mojej ukochanej Lucrezii Borgii). Zanim wydarzy się ślub, mamy okazję naczytać się przepięknych opisów dworu Medyceuszy we Florencji – z menażerią i tygrysem włącznie. A po ślubie… Cóż, powieść zaczyna się od tego, że Lucrezia jest przekonana, że jej młody małżonek chce ją zamordować. “Portret małżeński” jest skonstruowany i napisany po mistrzowsku, fantastycznie bogaty w opisach scenerii i postaci, czerpie garściami z malarstwa i historii, do tego wciąga jak taneczny korowód.

12. The woman who gave birth to rabbits, Emma Donoghue – 2002

Na koniec – nie powieść, ale zbiór opowiadań. “Kobieta, która rodzi króliki”, to, wedle słów auorki, produkt uboczny historycznego researchu do innych powieści. Autorka “Cudu”, zaczytując się w tekstach źródłowych, co jakiś czas musiała po prostu przysiąść i napisać opowiadanie o historycznym epizodzie, który szczególnie ją zafascynował. I tak mamy tutaj fascynujący kaleidoskop opowieści: monologu Mary Toft, która zdobyła sławę twierdząc, że rodzi żywe króliki, obrazki z życia przywódczyni XVIII-wiecznej irlandzkiej sekty, zbliżenie na Dido Belle, angielską arystokratkę, której matką była czarna niewolnica, czy zbiegłą czarownicę Alyce Kyteler. Czytałam tą książkę z wypiekami na twarzy, starannie wynotowując każdą kolejną postać, o której nigdy wcześniej nie słyszałam – i bardzo ją polecam.

Masz ochotę na więcej machloj? Koniecznie wpadnij na instagrama, gdzie można mnie spotkać częściej, niż na blogu.

Zjęcie okładkowe via Pexels, Vlada Karpovich.

You may also like

Leave a Comment